Rozdział 666
Mafijny Don potarł czoło i przeklął ordynarnie. Bree, która siedziała tuż obok w sedanie, z wyrazem twarzy najedzonego kota, spojrzała w jego stronę i szeroko się uśmiechnęła.
„Kac, co, drogi bracie?” zapytała słodko, a coś w jej szyderczym głosie sprawiło, że zacisnął zęby.
„Bree...” warknął ostrzegawczo, ale ona nadal się do niego uśmiechała.