Rozdział 4 Nie chcę go widzieć
„Pani Watson, pan Kooper chciałby się z panią zobaczyć. Proszę pójść ze mną.” To był Ethan.
Eliza odwróciła się i próbowała uciekać, ale kilku mężczyzn w garniturach ją otoczyło. Działania tych mężczyzn zaniepokoiły ludzi w okolicy i wszyscy cofnęli się w przerażeniu.
Blada twarz i kościste ciało Elizy sprawiały, że wyglądała, jakby miała za chwilę zemdleć.
„C-co zamierzacie zrobić?”
„Pan Kooper chce się z panią widzieć, pani Watson. Proszę się tak nie niepokoić”.
„Kim jest pan Kooper? Nie znam go”. Ciało Elizy zadrżało. „Zejdź mi z drogi. Nie znam pana Koopera. Prawdopodobnie ma niewłaściwą osobę”.
„Pan Kooper nikogo nie pomylił. Proszę z nami pójść, a się pani dowie, pani Watson” – powiedział Ethan, po czym dał znak ochroniarzom, żeby ją zatrzymali.
Emocje Elizy wybuchły. „Puść mnie. Co robisz? Nie chcę go widzieć. Nie chcę go widzieć. Proszę, puść mnie. Nie chcę go widzieć. Pomocy! Pomocy!”
Powiedziała sobie, że nie może spotkać Williama , który tak bardzo jej nienawidził za porwanie jego pierwszej miłości i skrzywdzenie jego babci. Bała się, że William znowu ją zabije, jeśli dowie się, że ona wciąż żyje.
W rezydencji Kooperów, rodzinny kamerdyner powoli wprowadził dwójkę dzieci do pokoju nauki. Były w tym samym wieku i wyglądały podobnie. Starszy brat miał krótkie włosy przycięte do długości ucha, jasną cerę i delikatną, kształtną twarz. Może miał zaledwie pięć lat, ale jego brwi były zawsze zmarszczone. Ten chłodny temperament odziedziczył po Williamie. Młodsza siostra miała włosy związane w parę warkoczyków i śliczną, okrągłą twarz. W tej chwili nadąsała się i miała zdenerwowaną minę.
William odłożył książkę, którą trzymał w ręku i spojrzał na swoje dzieci, a jego kamienny wyraz twarzy złagodniał. „Dyrektor przedszkola właśnie zadzwonił i powiedział, że znowu się kłócicie w szkole”.
„Humph!” Amelia Kooper, młodsza siostra, prychnęła z irytacją i odsunęła się na bok, skrzyżowała ramiona przed klatką piersiową, sapiąc i dysząc, ale wyglądając uroczo.
Benjamin Kooper, starszy brat, podszedł i pogłaskał ją po głowie, aby ją uspokoić. „Nie denerwuj się; pobiłam ich”.
William uśmiechnął się i odchylił się na krześle. „Jestem pewien, że wy dwaj po prostu nie wdaliście się w bójkę z innymi. Powiedzcie mi, co się działo”.
„Mówią, że nie mam mamusi”. Amelia wybuchła płaczem, czując się skrzywdzona. „Jak to możliwe, że nie mam mamusi? Przecież nie wzięłam się znikąd. Powiedzieli nawet, że mój tata mnie nie lubi, bo nigdy nie przyjeżdża odebrać mnie ze szkoły”.
William zacisnął usta i nie powiedział nic, jakby był pogrążony w myślach.
Widząc to, rodzinny kamerdyner szybko pocieszył dwójkę dzieci. „Kto powiedział, że nie masz mamy? Twoja mama jest po prostu daleko i nie może wrócić, żeby cię zobaczyć”.
„Daleko? Gdzie to jest?” Amelia spojrzała na kamerdynera rodziny dużymi, czystymi oczami.
„Czy jest jakieś miejsce tak daleko, że tatuś nie może pójść?” – zapytał Benjamin.
Rodzinny kamerdyner nie potrafił znaleźć słowa, by odpowiedzieć, zdając sobie sprawę, że nie powinien był kłamać dzieciom, ponieważ były zbyt ciekawe, a kłamstwo idealne było trudne.
Właśnie wtedy wpadł Ethan. „Panie Kooper, przynieśliśmy ją z powrotem na dół”.
Serce Williama zabiło mocniej. Spojrzał na kamerdynera rodziny. „Richard, zabierz dwójkę dzieci do ich pokoju”.
„Tak, proszę pana.”
Gdy kamerdyner rodziny przyprowadził dzieci i podszedł do drzwi, Amelia spojrzała na Williama. „Tato, gdzie naprawdę jest mama?”
William milczał przez długi czas, zanim powiedział: „Powiem ci później. Powiedzenie ci teraz naraziłoby ją na niebezpieczeństwo”.
Amelia spuściła wzrok z frustracji, ponieważ zawsze otrzymywała tę samą odpowiedź. Następnie poszła za kamerdynerem rodziny.
„Puść mnie. Nie chcę go widzieć. Nie chcę go widzieć. Puść mnie. Puść mnie”.
Rodzinny kamerdyner właśnie szedł korytarzem z dwójką dzieci, gdy ochroniarze wnieśli do środka pozornie szaloną kobietę. Benjamin ciekawie wpatrywał się w wzruszoną Elizę. „Richard, kim ona jest?”
Richard rzucił jej swobodne spojrzenie i powiedział: „Może to jakaś szalona osoba, która obraziła twojego tatę. Wróćmy do twojego pokoju, zanim się uwolni i zrobi wam krzywdę”.
Benjamin zmarszczył brwi, patrząc, jak Eliza jest niesiona do gabinetu. Nie mógł powstrzymać się od zastanawiania się, kim była Eliza i dlaczego musiała zostać zaniesiona prosto do gabinetu jego ojca. Mógł powiedzieć, że nie była zwykłą wariatką. W końcu wiedział, że jego ojciec nie wpuścił do domu żadnej kobiety oprócz Alexandry.
„Nie chcę go widzieć. Nie znam go. Puść mnie. Puść mnie”. Eliza ledwie odważyła się spojrzeć na mężczyznę siedzącego na krześle, który rozpaczliwie walił w zamknięte drzwi ze strachu, jakby w tym pokoju był potwór ludożerczy.
William cicho patrzył na jej panikującą reakcję, potajemnie zaciskając dłonie na biurku.
„Ona wciąż żyje. Nie mogę uwierzyć, że oszukała wszystkich pięć lat temu. Cholera! Ukryła się i żyła swobodnie przez ostatnie pięć lat, podczas gdy ja żyłem nędznie . Babcia wciąż się nie obudziła, a Sara nie została znaleziona. Czy ona myślała, że ujdzie jej na sucho całe poczucie winy tylko dlatego, że się ukrywała? Jaki żart! Dopóki żyje, będę kazał jej zapłacić za to, co zrobiła”. Wstał i uśmiechnął się do niej od tyłu. „Czy teraz aż tak się mnie boisz?”
Ręce Elizy pukające do drzwi zatrzymały się. Nie była pewna, czy to strach, czy żal, jej poobijane ciało znów się trzęsło.
„Z-zła osoba. Nigdy cię nie znałam.” Mówiła z wyraźnym tonem strachu i żalu.
William uśmiechnął się, zastanawiając się, kiedy Eliza kiedykolwiek tak się go bała; kiedyś była tak odważna, że nawet go wrobiła i zmusiła do ślubu. Widząc, że kobieta odmawia odwrócenia się, William wyciągnął rękę, by chwycić ją za ramię. Właśnie wtedy nagle przykucnęła i krzyknęła, chowając głowę w dłoniach.