Rozdział 211
Byłem niewyobrażalnie zmęczony śmiercią.
Ja i blady jeździec znaliśmy się bardzo dobrze. Byliśmy partnerami w tańcu, którego ruchów już nie pamiętałem, w tańcu, który chciałem, żeby się już skończył, ale wiedziałem, że nigdy się nie skończy. Było tak wiele poległych wilków. Tak wiele rodzin do skontaktowania się, tak wiele druzgocących ciosów do zadania.
Równie dużo, jeśli nie więcej, czarownic zaśmiecało ziemię.