Pobierz aplikację

Apple Store Google Pay

Lista rozdziałów

  1. Rozdział 1 Alicja
  2. Rozdział 2 Alicja
  3. Rozdział 3 Alicja
  4. Rozdział 4 Alicja
  5. Rozdział 5 Alicja
  6. Rozdział 6 Alicja
  7. Rozdział 7 Alicja
  8. Rozdział 8 Alicja
  9. Rozdział 9 Alicja
  10. Rozdział 10 Alicja
  11. Rozdział 11 Alicja
  12. Rozdział 12 Alicja
  13. Rozdział 13 Alicja
  14. Rozdział 14 Alicja
  15. Rozdział 15 Alicja
  16. Rozdział 16 Alicja
  17. Rozdział 17 Alicja
  18. Rozdział 18 Massimo
  19. Rozdział 19 Alicja
  20. Rozdział 20 Alicja
  21. Rozdział 21 Alicja
  22. Rozdział 22 Alicja
  23. Rozdział 23 Alicja
  24. Rozdział 24 Alicja
  25. Rozdział 25 Alicja
  26. Rozdział 26 Alicja
  27. Rozdział 27 Alicja
  28. Rozdział 28 Massimo
  29. Rozdział 29 Massimo
  30. Rozdział 30 Alicja
  31. Rozdział 31 Alicja
  32. Rozdział 32 - Alicja
  33. Rozdział 33 - Alicja
  34. Rozdział 34 - Alicja
  35. Rozdział 35 - Alicja
  36. Rozdział 36 - Alicja
  37. Rozdział 37 - Alicja
  38. Rozdział 38 - Alicja
  39. Rozdział 39 - Alicja
  40. Rozdział 40 - Alicja
  41. Rozdział 41 - Alicja
  42. Rozdział 42 - Alicja
  43. Rozdział 43 - Alicja
  44. Rozdział 44 - Alicja
  45. Rozdział 45 - Alicja
  46. Rozdział 46 - Alicja
  47. Rozdział 47 - Alicja
  48. Rozdział 48 - Alicja
  49. Rozdział 49 - Alicja
  50. Rozdział 50 - Alicja

Rozdział 5 Alicja

„Millie? Millie?!” Alicja dyszała, nerwowo rozglądając się dookoła, ale nie mogąc niczego znaleźć. „Millicent!”

„Och, Boże... Nie martw się, nie mogła odejść daleko ani wyjść z domu. Taka mała dziewczynka jak ona nie dosięgnie nawet klamki...” Thea również zaczęła się kręcić, próbując znaleźć Millie „Uh... Słuchaj. Ty spójrz tutaj, a ja pójdę tam i poszukam tam. Jestem pewna, że znajdziemy ją w mgnieniu oka, okej?”

„Tak, dziękuję.” Alicja skinęła głową, wiedząc, że nie powinna się tak martwić, ponieważ mimo że rezydencja była duża, Millie miała mało miejsc do ukrycia, ale mimo wszystko... „Poszukam tutaj i jeśli jej nie znajdę, przyjdę ci pomóc...”

„Eee... Może lepiej nie...” Thea pokręciła głową, jakby to był zły pomysł „To skrzydło jest... W każdym razie, dam ci znać, jeśli ją znajdę, obiecuję. Ale jestem pewna, że musi być gdzieś tutaj... Wrócę za chwilę”. Gospodyni nie wydawała się chętna do dalszych wyjaśnień, po prostu odwróciła się i weszła po schodach znacznie szybciej, niż Alice spodziewała się po kimś w jej wieku.

„W porządku...” Al ice mruknęła do siebie, przechodząc przez ogromną salę wejściową rezydencji, aż jej uwagę przykuł dźwięk gwizdka, dokładnie taki sam, jaki wydawał króliczek Hoppy, gdy go ściskano „Millie?” zawołała, patrząc w górę na schody, które kończyły się rozwidleniem prowadzącym do dwóch korytarzy „Millie?” Mimo że wiedziała, że nie powinna, Alice znalazła się na schodach, ponownie słysząc gwizdek, tym razem dochodzący z dalszej odległości, ale niewątpliwie z tego samego kierunku, w którym poszła Thea. "Millie! Nie powinnaś była odchodzić od mamy! Millie, słuchasz? Nie możemy sprawiać Thei problemów...", wołała dalej, aż znalazła się na drugim piętrze rezydencji, naprzeciwko długiego, ponurego korytarza, również ze wszystkimi zasłoniętymi zasłonami. "Millie, wiesz, że nie możesz odchodzić od mamy, szczególnie w miejscach, w których nikogo nie znamy..."

Mówiąc to, Alice zaczęła chodzić po całym miejscu, nie znajdując nic poza dekoracjami, bardzo starymi obrazami członków rodziny Bianchi na ścianach i niezliczonymi zamkniętymi drzwiami, w które zapukała kilka razy, tylko po to, aby upewnić się, że Millie tam nie ma. Z każdym skrętem w korytarz Alice czuła się coraz bardziej zaniepokojona. Nie wiedziała, gdzie może być Millie ani czy spotka kogoś z rezydencji Massimo, kto nie okazałby się tak gościnny jak Thea...

Aż w końcu ją znalazła, stojącą przed jednymi z drzwi, przez które wydawała się jeszcze mniejsza od Millie, trzymającą Hoppy jedną ręką i podskakującą, próbując dosięgnąć klamki drugą ręką.

„Millie!” zawołała Alicja, biegnąc, żeby ją podnieść. „Millie, dlaczego zostawiłaś mamusię?”

„Przepraszam, mamusiu, ja... ja po prostu chciałam znaleźć konia albo kucyka, przysięgam”. Jej córka zrobiła winną minę. „Ten dom jest taki duży... Muszą mieć też pokój dla koni, prawda? Usłyszałam jakiś hałas i pomyślałam, że to może być jeden z nich. Chciałam się tylko przywitać...”

„Och, Millie...” Alice westchnęła „Nigdy więcej tego nie rób. Nie wiemy, gdzie możemy skończyć...”

Jej zdanie zostało przerwane, gdy drzwi przed nimi nagle się otworzyły, zaskakując ich oboje. A gdy Alicja zobaczyła parę ciemnozielonych oczu świecących w ciemności, jej serce stanęło, a żołądek się skręcił.

„Co wy tu robicie?” – warknęła postać, ale mimo że brzmiało to groźnie, Alice mogła jedynie mocniej przytulić córkę, próbując ukryć twarz Millie, gdy z jej ust wyrwało się pojedyncze słowo.

"Massimoo."

„Zapytałem…” warknął Massimo i w następnej chwili pchnął wózek inwalidzki do przodu, wychodząc z cieni pokoju. „Co ty tu robisz? Wydałem jasne rozkazy dla Thei, żeby zabroniła ci przychodzić do mojego skrzydła rezydencji!”

Przez kilka sekund Alice po prostu stała w szoku, obserwując, w co ten mężczyzna, ten sam mężczyzna, który od lat zamieszkiwał jej myśli, się przeobraził. Jego włosy, wcześniej zawsze krótko przycięte, były dłuższe, a fale niemal spadały mu na oczy. Gęsta broda ukrywała większość rysów jego twarzy, a to, co kiedyś było czystymi, przebiegłymi zielonymi oczami, teraz zdawało się być przykryte cieniami, a także nienawiścią i urazą. W przeciwieństwie do większości razy, kiedy go widziała, nie miał na sobie garnituru, ale raczej luźną piżamę. Był zdecydowanie szczuplejszy i bledszy, z głębokimi cieniami pod oczami.

Oczywiście, siedział na wózku inwalidzkim, ściskając podłokietnik tak mocno, że mogła zobaczyć każdy nerw i żyłę w jego idealnie ukształtowanych ramionach.

„Na co się gapisz?!” warknął, sprawiając, że ona i Millie znów zadrżały ze strachu.

„My... Przepraszamy, Massimo”. Alicja w końcu odzyskała głos. „Millie była podekscytowana, widząc dom i... Skończyło się na tym, że zatrzymaliśmy się tutaj. Tak czy inaczej, miło cię znowu widzieć”.

„Dobrze?” – prychnął z grymasem, którego nie można było nazwać uśmiechem w żadnym innym wszechświecie. „Myślisz, że miło mnie tak widzieć?”

„Nie... Nie to powiedziałem...”

„Jestem pewna, że musisz być bardzo szczęśliwa, że poślubiłaś nieudacznika Bianchi po tym, jak twoja siostra mnie odrzuciła, prawda?” sposób, w jaki jego oczy błysnęły gniewem, głęboko ją zaniepokoił. „Czy jesteś szczęśliwa, że jesteś żoną niepełnosprawnego?! Czy też obiecali ci, że wkrótce umrę, żebyś nie musiała znosić tego upokorzenia przez długi czas, tak jak Amber nie chciała...?”

„Przestań, Massimo!” błagała „Wiem, że okoliczności tego małżeństwa nie były najlepsze, ale to nie znaczy, że ja...

„Wy, Dawseyowie, musicie czuć się tak miłosierni , prawda? Wysyłacie do mnie kobietę, jakby robili mi przysługę. Jakbym był starym psem, któremu ktoś musiał włożyć kość do pyska...” zacisnął zęby, zanim spojrzał w te zielone oczy, które od tak dawna były częścią jej snów, ale teraz wydawały się zdolne do wywoływania koszmarów u każdego „Ale teraz, Alice, jesteś moją żoną, rozumiesz? Dołączyłem nazwisko Dawseyów do swojego, tak jak wszyscy zawsze chcieli, żebym to zrobił i nie pozwolę, żeby to się cofnęło! Należysz do Mela I bez względu na to, czy będę na tym wózku inwalidzkim, czy w szpitalu, nadal będziesz moja, ponieważ tak mówią te pieprzone kawałki papieru!

„Dość, Massimo!” podniosła głos, zaniepokojona „Jak możesz mówić takie rzeczy, mając dziecko w pobliżu?”

Po raz pierwszy spojrzał na skuloną, przestraszoną postać Millicent. Stopniowo jego oczy się zwęziły, sprawiając, że Alice pomyślała, że jest gotowy dalej krzyczeć, niezależnie od tego, czy była tam mała dziewczynka, czy nie. Jednak ostatecznie wszystko, co zrobił, to podniósł palec w ich kierunku, nawet nie musiał patrzeć w górę, żeby stanąć z nią twarzą w twarz, ponieważ był wystarczająco wysoki, aby dosięgnąć niemal wzrostu Alice, nawet siedząc na wózku inwalidzkim.

„To jedyne ostrzeżenie, jakie ci dam...” warknął „Trzymaj się z daleka i nie ośmielaj się mnie niepokoić ani nie słuchaj mnie! Ani ty, ani ta dziewczyna! Rozumiesz? Nie będę litościwy, jeśli zignorujesz moje rozkazy i znów wkradniesz się do mojego skrzydła! Rozumiesz?”

تم النسخ بنجاح!