Rozdział 61
Zachichotałam: „Jestem pewna, Doris. Jedna wzmianka o twoim imieniu i zawsze się wycofują”.
Wydawało się, że z trudem odciąga wzrok od Marka. Potem mruknęła: „Jak należy”.
Jeden ze służących przyniósł na tacy trzy pudełka wina, inny ustawił przed każdym z nas szklane stołki, a następnie podano nam sok pomarańczowy.