Download App

Apple Store Google Pay

Lista rozdziałów

  1. Rozdział 51 Kara
  2. Rozdział 52 Prawda
  3. Rozdział 53 Pragnienie go
  4. Rozdział 54 Atak
  5. Rozdział 55 Zmartwiony
  6. Rozdział 56 Zbadaj
  7. Rozdział 57 Wizyta
  8. Rozdział 58 W końcu spotkanie
  9. Rozdział 59 Dom „sam”
  10. Rozdział 60 Plan
  11. Rozdział 61 Zatrzymanie jej
  12. Rozdział 62 Data pikniku
  13. Rozdział 63 Przybycie
  14. Rozdział 64 Richard
  15. Rozdział 65 Klubowanie
  16. Rozdział 66 Poszło źle
  17. Rozdział 67 Horror
  18. Rozdział 68 Zagrożenie
  19. Rozdział 69 Propozycja
  20. Rozdział 70 Ból
  21. Rozdział 71 Nowe środowisko
  22. Rozdział 72 Decyzja nieracjonalna
  23. Rozdział 73 Zagubiony
  24. Rozdział 74 Niespodzianka
  25. Rozdział 75 Krzyk
  26. Rozdział 76 Martwy czy nie?
  27. Rozdział 77 Tęsknisz za mną, Kotku?
  28. Rozdział 78 Śledź ją
  29. Rozdział 79 Napięcie
  30. Rozdział 80
  31. Rozdział 81
  32. Rozdział 82
  33. Rozdział 83
  34. Rozdział 84
  35. Rozdział 85
  36. Rozdział 86
  37. Rozdział 87
  38. Rozdział 88
  39. Rozdział 89
  40. Rozdział 90
  41. Rozdział 91
  42. Rozdział 92
  43. Rozdział 93
  44. Rozdział 94
  45. Rozdział 95
  46. Rozdział 96
  47. Rozdział 97
  48. Rozdział 98
  49. Rozdział 99
  50. Rozdział 100

Rozdział 2 Ślub

Punkt widzenia Valerie

„Nieźle…” powiedział, po tym jak mnie obejrzał, jego lodowate, szare oczy patrzyły na mnie, jakby zaglądał mi w duszę.

Zlekceważyłem jego komentarz, czy mógłby być jeszcze bardziej niegrzeczny? Myślę cicho.

„Jak masz na imię?” – pyta.

„Przepraszam?” – pytam w odpowiedzi.

„Jak-się-nazywasz?” – spytał beznamiętnie, z irytacją wypisaną na twarzy.

„Przestań udawać, wiem, że śledzisz mnie od prawie miesiąca. Jak to możliwe, że nie znasz mojego imienia” – mówię, przewracając oczami.

Szybkim krokiem zbliża się do mnie, zmniejszając dystans między nami. Jego dłonie sięgnęły mojej szyi i objęły ją, jego uścisk nie był jeszcze na tyle mocny, by całkowicie zatrzymać mój oddech.

„Lepiej uważaj na pysk, kociaku, możesz nie przeżyć tu kolejnego dnia, jeśli będziesz tak dalej ciągnąć. A teraz jak, kurwa, masz na imię?” Powiedział chłodno, zaciskając mocniej dłoń na mojej szyi.

„Valerie” – wykrztusiłam.

„Grzeczna dziewczynka” – mówi, po czym uwalnia moją szyję z prawego uścisku, przez co ciężko dyszę. Odwraca się i wychodzi z pokoju.

„Pieprzona suko” mruczę cicho.

„Co ty przed chwilą powiedziałaś?” pyta, odwracając się, żeby na mnie spojrzeć. Patrzy na mnie chłodno, jego oczy wyrażają tyle złośliwości, że prawie zsikałam się w spodnie.

„Nic-nic” – mówię jąkając się.

Podniósł jedną brew, wciąż wpatrując się we mnie.

„Przysięgam, że przed chwilą nic nie powiedziałam” skłamałam szybko.

„Kontrakt małżeński leży tam na stole” – mówi, wskazując na marmurowy stół pośrodku pokoju. „Przeczytaj go i natychmiast podpisz. Przynieś go do mojego biura, kiedy skończysz, poproś którąś z pokojówek, żeby cię pokierowała” – mówi, całkowicie ignorując moją pomyłkę i wychodzi.

Wydycham z ulgą.

To uczucie ulgi trwało tylko sekundę, gdy uświadomiłem sobie, co właśnie mi powiedział.

Kontrakt małżeński?? Tak szybko?? Dlaczego myślałam, że będę miała trochę czasu? Oczywiście, że zamierzał to zrobić tak szybko, jak to możliwe.

Podszedłem do marmurowego stołu i rzeczywiście leżał na nim kontrakt. Nie był taki jak zwykły kontrakt małżeński, jak sądzę* Ten miał tak wiele klauzul.

Rzucam się na elegancko wyglądającą kanapę i zaczynam czytać klauzule.

Wszystko wydawało się normalne, dopóki nie dotarłem do sekcji C umowy. Nosiła tytuł „Strona B – co wolno, a czego nie wolno”.

„Partia B” to ja.

„Strona A” odnosi się do Stephano.

sekcja C zawierała."

Strona B nie podniesie głosu na stronę A

Strona B zrobi to, o co poprosiła Strona A, kiedy zostanie poproszona i dokładnie w sposób, w jaki została poproszona.

Strona B byłaby uległa i całkowicie posłuszna stronie A

Strona B nie będzie nigdy miała romansów i będzie zwracała się do Strony A wyłącznie w celu zaspokojenia swoich potrzeb seksualnych.

A co najważniejsze, Strona B musi urodzić dziecko Strony A, które będzie spadkobiercą.

Co to do cholery było! Nie ma mowy, żebym podpisał tak gówniany kontrakt.

„Hej, gdzie jest biuro Stephano?” zapytałam jedną ze pokojówek.

Wyjaśnia mi drogę. Pomaszerowałam w kierunku jego biura, wściekła.

Nie zawracałem sobie głowy pukaniem. Natychmiast otworzyłem drzwi i rzuciłem umowę na biurko, trochę go przestraszyłem, ale udało mu się natychmiast odzyskać spokój.

„Co w ciebie wstąpiło?” Jego zrelaksowany wyraz twarzy szybko znów zmienił się w gniew.

„Myślę, że właściwym pytaniem byłoby: do cholery, do czego służą te klauzule?” pytam zirytowany.

„Co?” pyta ponownie, udając, że nie wie, o czym mówię.

„Co oznaczają ostatnie dwa zdania?” – pytam. Oczywiście, że nie obchodzi mnie drugie zdanie, i tak je złamię.

„Nie wiedziałem, że nie jesteś na tyle wykształcony, żeby nie wiedzieć, co one oznaczają” – mówi z uśmieszkiem.

„To po prostu oznacza, że tylko ja mam prawo cię przelecieć, a ty będziesz nosić w sobie moje dziecko” – wyjaśnia drwiąco.

„Kto powiedział, że pozwolę ci uprawiać ze mną seks?” – mówię, podnosząc głos.

„Och, kochanie…” – mówi, wstając i podchodząc do mnie.

„Jeśli chcę cię pieprzyć, mogę” – mówi chrapliwym głosem, jego prawa ręka wędruje w dół mojego ramienia. Zatrzymuje się na mojej lewej piersi i lekko ją ściska. Jego ręka kontynuuje przesuwanie się w dół, zatrzymując się ponownie między moimi nogami. Jego ręka wślizguje się do moich koronkowych majtek. Czuję, jak trzy jego palce wchodzą do mojego otworu bez ostrzeżenia, sprawiając, że wydaję głośny jęk. Moje tętno przyspiesza, gdy powoli wsuwa i wysuwa palce, jakby chciał mnie torturować.

Słodka tortura.

Moje jęki głośno rozchodzą się po jego biurze.

Uśmiecha się śmiechem na widok mojej reakcji i zabiera palce, przywracając mi zmysły.

„Słuchaj, kotku, teraz ja cię kurwa mam. Podpisz te cholerne papiery” – mówi z uśmieszkiem na twarzy. Bardzo świadomy wpływu, jaki na mnie wywiera.

Oszołomiony podpisuję papiery, zdając sobie sprawę, że nie mam wyboru. Rzucam teczki na jego stół jeszcze raz, tylko dla własnej głupiej satysfakcji, po czym wychodzę z jego biura.

Wracam do sypialni, Pat pokazał mi wcześniej.

Siedząc na łóżku, rozmyślam o tym, jak całe moje życie zmieniło się w ciągu jednego dnia. Łzy powoli zaczynają kapać z moich oczu, kilka minut później wypłakiwałam sobie oczy. Z wyczerpania zapadam w sen bez snów.

„Valerie…” – następuje krótka pauza.

„Pani? Proszę się obudzić” – słyszę głos Pata wołającego mnie, jednocześnie lekko pukając mnie w ramię.

„Co jest?” jęczę z frustracji. Gdybym miała wybrać jedną rzecz, której najbardziej nienawidziłabym, byłoby to wybudzanie się ze słodkiego snu.

„Czas na kolację. Don chce ją zjeść z tobą” mówi cicho.

„Powiedz mu, że nie jestem zainteresowana, czy nie mogę zjeść kolacji tutaj, w tym pokoju. Nie chcę oglądać jego brzydkiej twarzy ” mówię beznamiętnie.

„Valerie, wiesz, że Don jest wszystkim, tylko nie brzydkim” – mówi chichocząc, niemal jakby była w nim zakochana.

„I nie, Don narzucił mi obowiązek spożywania z nim kolacji o każdej porze. Wyjątek, gdy jest w podróży służbowej” – mówi mi.

Marszczę brwi, słysząc tę informację, i mam nadzieję, że często wyjeżdża.

„Okej, zaraz zejdę” – mruknąłem.

„Pewnie” – mówi i wychodzi z pokoju.

Wstaję z łóżka i idę do łazienki. Widok, który zobaczyłam, mnie zaskoczył. Wyglądam jak poważny bałagan, moje oczy są czerwone i opuchnięte, co wskazuje, że płakałam. Moje truskawkowo-blond włosy są poplątane od snu.

Zapomniałam też zmyć makijaż przed zaśnięciem, teraz wyglądam jak duch. Łzy z wcześniejszego dnia naprawdę zniszczyły mi makijaż. Zastanawiam się, jak Pat mogła tak na mnie patrzeć, nie komentując tego.

Szybko myję twarz, czeszę włosy i odświeżywszy się, wychodzę z pokoju.

„Dość długo ci to zajęło” – mówi Stephano, zauważywszy moje przybycie.

„Przynajmniej się pojawiłem” odpowiedziałem, doskonale zdając sobie sprawę, że igram z ogniem.

„Zignoruję twoje zachowanie, skoro to twój pierwszy dzień tutaj. Następnym razem nie zawaham się, żeby cię pochylić i wychłostać ten tyłek tak mocno, że aż padniesz” – odpowiedział.

Moja twarz robi się głęboka czerwona, wspomnienia ze spotkania w biurze powracają. Zaciskam uda, próbując zignorować obce uczucie między nogami.

Stephano nie omieszkał tego zauważyć, ale na szczęście zignorował to i nie skomentował.

Jem cicho, cisza wypełnia pokój. Zaczyna mnie irytować niezręczna cisza. Stephano nie wydawał się mieć żadnego problemu z jedzeniem w ciszy.

„Dlaczego wybrałeś mnie?” – pytam, przerywając ciszę.

„Nie wybrałem cię dokładnie” odpowiedział, nie zadając sobie trudu, by na mnie spojrzeć. Skupiony całkowicie na jedzeniu.

„Co masz na myśli?” – pytam ciekawie.

„Po prostu przestańcie zadawać pytania” – powiedział.

„Powiedz mi, proszę” – jęczę, nie zamierzając przestać, dopóki nie otrzymam odpowiedzi.

„Naprawdę chcesz wiedzieć, dlaczego tu jesteś?” – pyta.

„Tak” – zobaczyłem, kiwając głową.

„Chodź za mną” – odpowiedział.

تم النسخ بنجاح!