Rozdział 115
A potem... otworzyłam usta i krzyknęłam.
Dźwięk, który się wydobywał, nie przypominał niczego, co słyszałem wcześniej. Był przenikliwy, niemal nieludzki. Wydawało się, że pochodzi z jakiegoś miejsca głęboko we mnie, z miejsca, do którego nigdy wcześniej nie miałem dostępu. Jego siła zaskoczyła nawet mnie.
Ale... Nie. Już wcześniej do tego dochodziłem. Tylko raz, kiedy krzyczałem na Lindę w kawiarni.