Rozdział 11 Alicja
„Och, kochanie...” Thea westchnęła ponownie, przenosząc ciężar ciała między stopami na chwilę, po czym wzruszyła ramionami. „Upewnij się tylko, że Massimo cię nie usłyszy, okej? On zawsze jest okropny po wizycie u doktora Lewisa”. Mąż i syn Thei odzwierciedlili jej obawy, ale nadal wydawali się pogodzeni, gdy Thea trzymała Millie za rękę i próbowała zejść z nią po schodach.
„Czy pan Bianchi znów będzie się z tobą bił, mamusiu?” Jej córka stała tam, gdzie była, przerażona.
„Wszystko w porządku, kochanie. Obiecuję, że to nie to. Ale pamiętasz, co wczoraj mnie pytałaś o to, że zawsze mówiłam, że chorych nie powinno się zostawiać samych?” Alice pochyliła się, by pogłaskać twarz swojego małego aniołka. „Cóż, ja ciągle tak myślę. Dlatego zrobię, co w mojej mocy, by pomóc pacjentowi, nawet jeśli jest niegrzeczny i zrzędliwy jak pan Bianchi”. Zrobiła przesadną minę, aż Millie się roześmiała.