Rozdział 2
Punkt widzenia ARI
Przez kilka sekund jestem bez słowa, gdy jego słowa uderzają we mnie jak pociąg towarowy. Czekam. Czekam, aż jego twarde oczy zmiękną z wyrzutem sumienia po ostrych słowach, które we mnie rzucił, ale tak się nie dzieje. Patrzy na mnie złowrogo, rozdymając nos ze złości.
„Danielu, jak... jak mogłeś mi to powiedzieć?” – mówię, przenosząc wzrok na Samanthę, która teraz chowa swoją sylwetkę za jego wysoką, umięśnioną. „Przy niej?”
„Bo to prawda!” krzyczy ponownie, zaskakując mnie i sprawiając, że wydaję z siebie cichy, bezradny dźwięk. Daniel nigdy na mnie nie krzyczał. I chociaż boli mnie przyznanie, że naprawdę mówi prawdę, nigdy nie powiedział mi tego prosto w twarz i nigdy tak naprawdę nie myślałam, że to zrobi. Zawsze to wiedziałam, ale boli mnie, gdy słyszę to od niego. Czuję się, jakby tysiąc igieł kłuło moje serce i sprawiało, że krwawię z tak wielkiego bólu.
Przeczesuje palcami włosy, wyglądając na sfrustrowanego. Jakby wolał nie rozmawiać ze mną na ten temat. I kiedy myślę, że to już koniec, on mówi dalej, łamiąc mnie jeszcze bardziej.
„Byłaś tylko zwykłą sekretarką, która wślizgnęła się do mojego życia. Gdybyś nie narzuciła mi się tamtej nocy, nic z tego by się nie wydarzyło! To małżeństwo nigdy by się nie wydarzyło i ty o tym wiesz”.
Przywołuje przeszłość. Naszą przeszłość. Noc, która znaczyła dla mnie wszystko, ale dla niego najwyraźniej nic. Przełykam ślinę raz po raz, aż moje gardło i usta wysychają. Nie mogę płakać. Nie, nie mogę udawać słabej. Nie przed Danielem i zdecydowanie nie przed Samanthą, więc powstrzymuję łzy, namawiając je, by wróciły, zanim spłyną mi po policzkach.
„Nigdy nie zmuszałam cię do tego, Danielu. Dlaczego mi nie wierzysz?” – udaje mi się powiedzieć, ale on podnosi rękę, żeby powiedzieć mi, żebym przestała mówić, a ja zaciskam usta.
„Nie stój tam i nie próbuj wyglądać na niewiniątko, Alexis, bo to dalekie od tego, kim jesteś. Po prostu powiedziałem prawdę i nie obchodzi mnie, czy nie możesz jej znieść”. Mówi i patrzy na mnie uważnie.
„Nie pozwól, aby to, co wydarzyło się dzisiaj, powtórzyło się ponownie. Znaj swoje miejsce, a ja nie będę miał żadnego powodu, aby tak do ciebie mówić. Rozumiesz?”
Kładzie nacisk na każde słowo ostrzeżenia, które do mnie kieruje, i odwraca się do mnie plecami, zanim zdążę otworzyć usta, żeby znów przemówić.
„Czy wszystko w porządku?” Nie mogę uwierzyć, jak jego głos zmienia się z twardego na miękki w następnej sekundzie, gdy zajmuje się Samanthą. Samantha robi minę, która sprawia, że zaciskam palce w pięści. Twarz, która wyraźnie mówi, że nie jest w porządku.
„Kawa była gorąca i chyba będę musiała pójść do szpitala, żeby zapobiec bliznom po oparzeniu”. Mówi cicho. Spoglądam na swoje ciało, które również jest zalane tą samą kawą. Kawa nie była wystarczająco gorąca, żeby spowodować oparzenie, ale Daniel od razu jej wierzy. Przytula ją i zawstydzenie zalewa mnie niczym wiadro lodu.
„Ja poprowadzę. Poczekaj tutaj, wezmę kluczyki”. Mówi, odjeżdżając, pędząc do biurka w biurze, żeby złapać kluczyki do samochodu, zanim wróci do niej. Zabiera jej torebkę i wyprowadza ją. Oboje wydają się tak zagubieni w sobie, że całkowicie zapominają o moim istnieniu, zostawiając mnie stojącą samą na środku pokoju.
„Ja poprowadzę. Poczekaj tutaj, wezmę kluczyki” – mówi, odjeżdżając, pędząc do biurka, by wziąć kluczyki do samochodu, zanim wróci do niej. Zabiera jej torebkę i wyprowadza ją. Oboje wydają się tak zatraceni w sobie, że całkowicie zapominają o moim istnieniu, zostawiając mnie samą na środku pokoju.
Zapada cisza, a ja zostaję z myślami, liżąc ranę, którą spowodowały jego słowa. Nigdy nie byłam w stanie przekonać Daniela, że nie zmusiłam go do seksu, aż do dziś, on nadal wierzy, że podałam mu narkotyki, żeby się z nim przespał w noc, gdy jedliśmy kolację z jego rodziną trzy lata temu. Nigdy nie zapomnę czystego wyrazu obrzydzenia i szoku na jego twarzy, gdy następnego ranka obudziliśmy się w swoich ramionach.
Od tamtej pory wiedziałam, że Daniel nigdy mnie nie pokocha, ale miałam nadzieję. Z upływem lat nadzieja ta maleje wraz z dziadkiem, który jest jedynym systemem wsparcia we wszystkim.
Wzdychając, wracam do biura i podnoszę telefon. Moje oczy rozszerzają się, gdy widzę, że jakiś numer dzwonił do mnie wielokrotnie przez cały czas, gdy byłam w biurze Daniela. Strach, który mnie wypełnia, wynika z faktu, że rozpoznaję ten numer jako numer szpitala.
Oddzwaniam natychmiast, serce wali mi jak szalone. Odbierają po drugim sygnale.
„Pani Miller, próbowaliśmy się z panią skontaktować przez całe popołudnie!” – mówi kobiecy głos.
„Dlaczego? Czy coś jest nie tak? Czy z moją babcią wszystko w porządku?” – pytam, spiesząc się z wypowiedzeniem słów, ponieważ jestem przepełniona strachem i paniką.
„Musisz być w szpitalu, twoja babcia-”
Nie czekam, aż usłyszę resztę jej słów. Wybiegam z pokoju i zamawiam taksówkę, która zawiezie mnie do szpitala. Jadę prosto do jej pokoju szpitalnego, ale prześcieradła i koce są już starannie układane, a łóżko jest puste. Więcej paniki. Więcej strachu.
„Gdzie jest moja babcia?” – pytam. „Gdzie ona jest?”
Pielęgniarka sprzątająca pokój spojrzała na mnie z politowaniem, które wywołało u mnie mdłości.
„Przykro mi, pani Miller, ale pani babcia zmarła dziesięć minut temu i została przeniesiona do szpitalnej kostnicy. Przykro mi” – mówi.
Świat wokół mnie się zatrzymuje i nie wiem, jak jestem w stanie iść na dwóch nogach do kostnicy, dokąd prowadzi mnie pielęgniarka. Zatrzymuje się przy drzwiach i wskazuje na moją babcię leżącą na stole w pokoju, jej ciało od stóp do głów przykryte białym prześcieradłem.
Podchodzę do łóżka na trzęsących się nogach i w chwili, gdy zdejmuję prześcieradło i patrzę na jej bladą twarz, wybucham głośnym szlochem, życząc sobie, abym mogła cofnąć się o miesiąc, abym mogła zapobiec wypadkowi, który ją taką uczynił. Wypadkowi, który odebrał mi moją jedyną żyjącą rodzinę.
„Babciu...” wołam łamiącym się głosem, sięgając po jej dłoń. Są zbyt zimne, tak bez życia, a łzy zaczynają wypływać z moich oczu strumieniami, gdy przypominam sobie, jak ciepłe były te dłonie, gdy trzymały moją twarz.
„Przepraszam... tak mi przykro”. Płaczę, mocno ją trzymając i nienawidząc siebie za to, że nie byłam przy niej w jej ostatnich chwilach. Powinnam być przy niej, ale byłam zbyt zajęta martwieniem się o swoje miejsce w życiu męża.
Pielęgniarka wchodzi do pokoju i mówi: „Poprosiła nas, żebyśmy ci to dali”.
Ocieram łzy, pociągam nosem, gdy biorę od niej coś, co wydaje się być brelokiem. Nie potrafię wymyślić powodu, dla którego pożegnalny prezent od babci miałby być brelokiem, ale najwyraźniej mnie to nie obchodzi. Jej zimne dłonie rzuciły mnie w rzeczywistość tego, co się stało. Babcia nie żyje. Padam na kolana przy łóżku i płaczę, mamrocząc i wołając, żeby do mnie wróciła.
„Alexis.” Głos Daniela woła za mną. Jestem zaskoczona i ulżona, że go tam widzę. Musiał się z nim skontaktować szpital i wpaść, skoro i tak przyszedł tu z Samanthą. Samantha stoi z nami w pokoju, ale ją ignoruję. Skupiam się na Danielu, bo go potrzebuję. Potrzebuję kogoś, kto mnie przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze.
„Daniel.” Płaczę, podchodząc do niego i przytulając go bez chwili zastanowienia, moje łzy zbierają się i znów płyną. Jego ciało sztywnieje pod moim dotykiem, ale nie puszczam go. Potrzebuję jego ciepła. Potrzebuję go, bo on jest wszystkim, co mi zostało i nie mogę znieść, że go stracę. Spodziewam się, że mnie odepchnie, ale tego nie robi. On też mnie nie przytula, ale nie mogę znaleźć w sobie, żeby się tym przejmować, gdy szlocham niekontrolowanie. Moje łzy ustają, wielokrotnie pociągam nosem i powoli go puszczam.
Odchrząkuje i wyciąga telefon, mówiąc: „Zadzwonię, żeby zacząć przygotowania do jej pogrzebu”. Odwraca się, żeby odejść, a Samantha również podąża za nim, ale nie mogę znieść widoku, jak odwraca się do mnie plecami i odchodzi. Chwytam go za rękę.
„Zostań”. Brzmię tak słabo i bezradnie, ale mam to gdzieś. „Proszę, nie idź. Zostań ze mną”. Błagam.
Daniel otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale ostry krzyk ogłusza nas oboje. Obracamy się w tym samym czasie w stronę źródła krzyku, a ona kuca, trzymając się za brzuch z wyrazem bólu. Daniel w mgnieniu oka rzuca się w stronę Samanthy, a moje serce opada jeszcze niżej w żołądku.
„Samantha, wszystko w porządku?” – pyta z troską w głosie.
Potrząsa głową. „Chciałam ci coś powiedzieć, ale nie wiedziałam jak”. Mówi, trzymając się za brzuch i patrząc mi prosto w oczy.
„Co się dzieje?” pyta Daniel, wciąż bardzo zaniepokojony.
„Danielu.....jestem w ciąży.”