Rozdział 110
Wendy to miła odmiana. Znacznie przyjemniejsza. Potem Wendy zaprowadziła Sashę do jadalni.
„ No, pani Wand, niech pani nie spieszy się z bulionem. Ja muszę się wziąć do roboty. Pan Ian poprosił o calzone na kolację.” Szybko podwinęła rękawy.
„ Calzones, co?” powtórzyła Sasha. Poczuła się winna. Mimo że Ian był jej ciałem i krwią, nie wiedziała o nim nic i nie wiedziała, co lubi. W tym momencie postanowiła dowiedzieć się o nim wszystkiego, a takie przypadkowe uwagi starannie przechowywała w umyśle Sashy.