Rozdział 114
Skinął głową. „Naprawdę tak jest”.
Wydawało się, że minęły godziny, ale nie mogło minąć więcej niż kilka minut, gdy stałem w holu i patrzyłem przez okno na mały tłum na zewnątrz, krzyczący przez megafony i pikiety. Charles poklepał mnie po ramieniu. Spojrzałem na niego.
„Mam Enforcerów stacjonujących w pobliżu. Jesteś bezpieczny”.