Rozdział 182
Ani jeden promień światła nie przebił się przez ciemność smoliście czarnego pokoju. Chociaż lodowata woda sięgała Mandy tylko do pasa, to co naprawdę przyprawiało ją o dreszcze, to nieznane, śliskie przedmioty, które wyczuwała pływające wokół swoich stóp. „Ach! Co jest w wodzie? Jak to możliwe, że tak pływa? Wypuść mnie stąd natychmiast!” krzyczała Mandy ze strachem, miotając się w wodzie w daremnej próbie dotarcia do bezpieczeństwa. Billy rzucił Mandy zimne spojrzenie i warknął: „Więc teraz się boisz? Zraniłaś kogoś, na kim pan Bowers bardzo zależy! To dopiero początek tego, co cię czeka!” Po tych słowach Billy wykrzyknął kilka krótkich poleceń mężczyznom pilnującym Mandy, zanim odwrócił się i odszedł. Nadal uwięziona w tym zalanym pokoju, Mandy odkryła, że kręci się bez ładu i składu, aby uniknąć niezidentyfikowanego stworzenia pływającego i ją nękającego. W rozpaczy zawodziła: „Nie wychodź! Proszę, nie zostawiaj mnie tu samego! Nie możesz mnie tak traktować! Przecież jestem z rodziny Watsonsów!”. Chociaż Mandy krzyczała jak szalona, aż ochrypła, nikt nie zwracał na nią uwagi. Po wcześniejszym pożegnaniu Billy wrócił do rezydencji Bowersów i poinformował Samuela o aktualnej sytuacji. „Sir, wszystko zostało zrobione tak, jak pan prosił” — stwierdził Billy.
„Doskonale! Pozwólmy tej kobiecie dusić się w wodzie przez jakiś czas z tymi wodnymi wężami, zanim oddamy ją policji” — odpowiedział Samuel, a jego usta wygięły się w słabym uśmiechu. „Zrozumiano”. „Możesz już iść” — powiedział Samuel lekceważąco. Gdy Billy miał już odejść, do gabinetu weszła Natalie. „Dzień dobry, pani Nichols” — przywitał się Billy formalnym ukłonem. Zaskoczona nagłym gestem Billy'ego, Natalie miała zamiar odwzajemnić ukłon, gdy nagle poczuła, że Samuel mocno ją obejmuje od tyłu. Miał tak mocny uścisk, że jej kręgosłup był mocno dociśnięty do jego muskularnej klatki piersiowej bez żadnej przerwy między nimi.
Są zbyt intymni! W swoim zakłopotaniu Billy nie mógł znieść dalszego oglądania tej sceny i pośpiesznie wyszedł, upewniając się, że dokładnie zamknęła za sobą drzwi. „Samuel! Ty-” zaczęła Natalie, zanim nagle urwała. Chciała strofować Samuela za jego zachowanie, ale wiedziała, że jej wysiłki pójdą na marne. Co więcej, istniało również duże prawdopodobieństwo, że jej słowa jeszcze bardziej rozwścieczyłyby Samuela i musiałaby się bardzo starać, żeby go chociaż uspokoić. Po krótkiej ciszy Natalie w końcu przemówiła: „Teraz, gdy już prawie wyzdrowiałeś z choroby, od jutra wracam do domu i zostaję”. „Jasne” odpowiedział Samuel. Coś jest nie tak. Zgodził się na to zbyt łatwo… „Czy to ci odpowiada?” zapytała zaskoczona Natalie. Na to usta Samuela figlarnie powędrowały wokół jej ucha, zanim w końcu zatrzymały się na płatku ucha. Natalie nie mogła powstrzymać cichego jęku. W głębi duszy nienawidziła siebie za to, że była tak wrażliwa na dotyk Samuela. Z miejsca, w którym stała, to, że tak silnie zareagowała na jego zalotne zaloty, było niczym więcej niż zdradą jej ciała. Kiedy jego ciężki oddech łaskotał jej ucho, Samuel wyszeptał: „Oczywiście, twoja prośba wiąże się z warunkiem, który musisz spełnić z twojej strony, zanim się zgodzę. Musisz zabrać Franklina i Sophię do domu”. Natalie znów była zaskoczona tym ostatnim wydarzeniem. Kiedy starała się ukryć radość, zapytała: „Prosisz mnie, żebym zabrała Franklina z powrotem? Czy ty sobie ze mnie żartujesz, Samuel?” „Będę dość zajęta załatwianiem ważnych spraw w tym okresie. Będę też w podróży służbowej. Nie mam pojęcia, kiedy wrócę. Ponieważ Franklin i Sophia cię lubią, ma sens, żebym zostawiła ich z tobą. Zwłaszcza Sophia, ponieważ jej afazja znacznie się poprawiła, odkąd zamieszkała z tobą” – wyjaśnił Samuel, kontynuując swoje zalotne ruchy. Ponieważ Natalie była niezwykle przywiązana do Franklina i Sophii, była podekscytowana samą myślą o tym, że będzie mogła zabrać ich ze sobą do domu i zamieszkać z nimi. Nie mogła powstrzymać się od fantazjowania o tym, jak piękna jest jej