Pobierz aplikację

Apple Store Google Pay

Lista rozdziałów

  1. Rozdział 501 Delegacja tajna
  2. Rozdział 502 Po prostu nie mogę znieść twojego widoku
  3. Rozdział 503 Jakiego wyjaśnienia chcesz?
  4. Rozdział 504 Moralnie zepsuta kobieta
  5. Rozdział 505 Cud medyczny
  6. Rozdział 506 Trzy dni później Orson umrze
  7. Rozdział 507 Orson czeka na kogoś
  8. Rozdział 508 Wendy chroni Stephena
  9. Rozdział 509 Baw się dobrze
  10. Rozdział 510 Albo była pewna siebie, albo po prostu głupia
  11. Rozdział 511 Kwestie między Conleyem i Jorge
  12. Rozdział 512 Współpracuj przeciwko Conleyowi
  13. Rozdział 513 Podnoszenie Stawek
  14. Rozdział 514 Niezachwiany spokój
  15. Rozdział 515 Szalona krzywa wjazdu
  16. Rozdział 516 Incydent
  17. Rozdział 517 Ratunek Aleksandra
  18. Rozdział 518 Twoja nagroda
  19. Rozdział 519 Szalony wygrał
  20. Rozdział 520 Zapłać zakład
  21. Rozdział 521 1 Zagubiony
  22. Rozdział 522 Czy On Mnie Uratował?
  23. Rozdział 523 Z powodu kobiety
  24. Rozdział 524 Czy jesteś zdrajcą?
  25. Rozdział 525 Zabij MO
  26. Rozdział 526 Chcesz mnie wkurzyć?
  27. Rozdział 527 Rozpoczęcie zamachu
  28. Rozdział 528 Pusta willa

Rozdział 3 Umowa

Julianna wyszła z rezydencji rodziny Edwards, jej wzrok powoli dryfował po cichej, pustej ulicy. Pomimo resztkowego bólu, który ją trzymał, w jej piersi rozkwitła dziwna lekkość.

Rozmyślając o roku spędzonym z rodziną Edwardsów, uznała duszącą naturę swojego życia tam. Powodowana głęboko zakorzenionym pragnieniem rodzinnego ciepła, chętnie skuła więzami własne pragnienia, daremnie licząc na odrobinę ich uczucia.

Niestety, spotkała się jedynie ze zwykłą apatią i nieustającymi wymaganiami.

Julianna rzuciła ostatnie spojrzenie na rezydencję, której ściany emanowały wyniosłą wspaniałością, niemym świadectwem arystokratycznej dumy.

„Zobaczmy, jak długo twoja wielkość potrwa beze mnie w pobliżu” – mruknęła Julianna pod nosem, odwracając głowę. Gdy zrobiła krok w stronę swojej nowej wolności, głos niespodziewanie ją zatrzymał.

„Panno Edwards, naprawdę jesteś pełna niespodzianek.”

Julianna się odwróciła. Przed nią, prowadzony przez ochroniarza, siedział mężczyzna na wózku inwalidzkim.

Jego rysy były uderzająco przystojne - ostre kontury jego twarzy uderzały, jego obecność bez wysiłku dominowała nad światłem wokół niego, pomimo jego siedzącej pozycji.

Jednak był mężczyzną naznaczonym niepełnosprawnością. Ta właśnie niepełnosprawność sprawiła, że Delia go pogardzała, zmuszając rodzinę Edwardsów do sprowadzenia Julianny z powrotem, aby zajęła miejsce Delii w zaaranżowanym małżeństwie z nim.

„Panie Green, co pan dokładnie sugeruje?” Głos Julianny był ostry, jej oczy zwężały się z namacalną intensywnością, która sugerowała nieuchronne niebezpieczeństwo.

Alexander Green, lekko unosząc brwi, spojrzał na nią z zaciekawionym wyrazem twarzy. „Muszę przyznać, że jestem zaskoczony. Nie spodziewałem się, że ty, zazwyczaj tak potulna, ujawnisz tak groźną stronę. To całkiem nieoczekiwane”.

„Czy mnie obserwowałeś?” Ton Julianny stał się chłodniejszy, jej pięści zacisnęły się subtelnie, gdy przygotowywała się na każdą konieczną konfrontację.

Niewzruszony Aleksander dał swoim ochroniarzom subtelnym gestem znak, by pozostali na swoich pozycjach. „Biorąc pod uwagę, że jesteś moją narzeczoną, uważam, że to raczej normalne, że interesuję się twoimi sprawami, czyż nie?”

„Tak” – przyznała Julianna, łagodząc postawę, gdy podeszła bliżej do Alexandra. „Ale czy naprawdę jesteś gotowa zaakceptować mnie jako swoją narzeczoną? Dobrze pamiętam twoje poprzednie zachowanie wobec mnie – było raczej lekceważące, graniczące nawet z pogardą”.

„To było w przeszłości” – odpowiedział Alexander, a jego głos zamarł, gdy spojrzał Juliannie w oczy, w których spojrzeniu nie było już śladu wrażliwości. W tym momencie dostrzegł w niej zmianę, jakby była zupełnie inną osobą. „Teraz wierzę, że rzeczywiście nadajesz się, by stanąć obok mnie”.

Uśmiech Julianny tańczył na wieczornym wietrze, jej włosy powiewały jak jedwabne nici. Jej uśmiech, choć piękny, miał mroźny podtekst. „Panie Green, przejdźmy do sedna. Czego pan tak naprawdę chce?”

Alexander uniósł brwi, zaintrygowany. Zmiany, jakie przeszła, były jeszcze bardziej znaczące, niż sobie wyobrażał. „Zawrzyjmy umowę” – zasugerował płynnie.

„Dobrze, idź dalej” – nalegała Julianna, patrząc mu w oczy z niezachwianą pewnością siebie.

„Zerwałaś więzi z rodziną Edwards. Kiedy Colin wróci, nie pozwoli, by to umknęło.” Głos Alexandra był niski i urzekający. „Jestem w pozycji, aby chronić cię przed ich reakcją i zaoferować wsparcie, którego potrzebujesz, aby podążać za swoimi ambicjami. Teraz ich nienawidzisz, prawda? Chyba szukasz zemsty?”

Oczy Jul ianny zwęziły się, iskra rozpoznania migotała w środku. Alexander przebił się przez jej fasadę. Rodzina Edwardsów założyła, że sprowadzenie jej z powrotem było gestem charytatywnym. Jednak ona udowodniła im, że się mylą. Pokazała im, jak bardzo są ignorantami i jak ogromne bogactwo i dobrobyt przegapili.

„A czego ty chcesz?” – zapytała spokojnym głosem.

„Jutro chodźmy zarejestrować nasz ślub.”

Słowa Alexandra na chwilę oszołomiły Juliannę, ale potem jej usta wygięły się w uśmiechu. „Umowa”.

تم النسخ بنجاح!