Pobierz aplikację

Apple Store Google Pay

Lista rozdziałów

  1. Rozdział 1
  2. Rozdział 2
  3. Rozdział 3
  4. Rozdział 4
  5. Rozdział 5
  6. Rozdział 6
  7. Rozdział 7
  8. Rozdział 8
  9. Rozdział 9
  10. Rozdział 10
  11. Rozdział 11
  12. Rozdział 12
  13. Rozdział 13
  14. Rozdział 14
  15. Rozdział 15
  16. Rozdział 16
  17. Rozdział 17
  18. Rozdział 18
  19. Rozdział 19
  20. Rozdział 20
  21. Rozdział 21
  22. Rozdział 22
  23. Rozdział 23
  24. Rozdział 24
  25. Rozdział 25
  26. Rozdział 26
  27. Rozdział 27
  28. Rozdział 28
  29. Rozdział 29
  30. Rozdział 30

Rozdział 7

Zeke przesunął się w lesie za domem Justina i warknął z frustracji. Czego chciał... Czego potrzebował, to znaleźć się na terenie tego kutasa. Zapach był tutaj tak silny, że Shadow oszalał, próbując przekroczyć granicę.

Zwykle trzymał wilka mocniej niż teraz, więc na sekundę przyszło mu do głowy, że może powinien się martwić. Zajęło lata pracy, aby opanować tę niestabilną bestię.

Ale ten zapach... On był z Shadowem w tej sprawie. Musieli go znaleźć.

Więc pobiegł z powrotem do domu i wszedł tylnymi drzwiami. Myles i Derek byli w salonie z grupą dziewczyn, które zdecydowanie nie były wilkami. Zignorował ich pytające spojrzenia, gdy przeszedł obok nich nago. Nie obchodziło go, że jego przyrodzenie kołysze się na wszystkie strony na oczach obcych. Inne wilki by się tym nie przejęły, ale czuł, że dziewczyny patrzą na niego, jakby był ich kolejnym posiłkiem.

Derek znalazł go, gdy zakładał koszulę.

„Idziemy gdzieś?” – zapytał.

„Tylko ja”.

Nie chciał tego rozwijać. Cała sytuacja śmierdziała hipokryzją, o czym doskonale wiedział. Claire tylko wspomniała o imprezie, a on był gotowy ją rozszarpać. Nawet teraz myśl o pójściu do domu Justina działała mu na nerwy. Czy było warto? Czy musiał wejść na terytorium wroga, żeby dowiedzieć się, co to za zapach?

„Tak” – powiedział Shadow.

Shadow prawie nigdy nie rozmawiał, odkąd przejął nad nim kontrolę. Ale nie miał czasu, żeby się zatrzymać i o tym pomyśleć. Nie miało to znaczenia, skoro się zgodzili. Wybierali się na imprezę.

„Nie mów mi, że wracasz do Claire” – powiedział Derek. „Wiesz, że twój ojciec tego nie pochwala”.

Zmarszczył brwi na Dereka, zakładając krawat. Pytania o każdy ruch były czymś, czego nie będzie mu brakowało, gdy zostanie Alfą. W jakiś sposób jego ojciec zawsze znajdował sposób na mikromanagement, nawet tak daleko.

„Nie żeby to była twoja pieprzona sprawa, ale nie, nie zamierzam spotykać się z Claire.”

„Więc dlaczego się tak stroisz?”

Zeke spojrzał na swoje odbicie w lustrze i zatrzymał się, gdy wiązał ostatni węzeł krawata. Kurwa. Co on, kurwa, robił? To była impreza Justina, a on ubrał się, jakby szedł na randkę. Nie miał pojęcia, dlaczego poczuł taką potrzebę. Nie było nikogo, kogo chciałby zaimponować w domu Justina; wszyscy byli członkami jego stada lub ludźmi, z którymi się sprzymierzyli. A to oznaczało, że wszyscy byli jego wrogami.

Co oznaczało, że byłby w mniejszości, gdyby poszedł sam. Ale i tak...

Zdjął krawat i znalazł parę dżinsów i koszulkę.

„Zeke, wszystko w porządku?”

„Tak. Po prostu... jestem głodny.”

Umierał z głodu. Chciał tego, co tak rozpalało jego apetyt. Chciał to wchłonąć. Wylizać. Wykąpać się w tym. Chciał, żeby to było na nim, gdyby tylko mógł. Zapach wdarł się w każdą jego część, niemal jak zapach zdobyczy na polowaniu. Nie mógł się zatrzymać. Jego myśli były pomieszane, gdy w końcu ściągnął koszulkę przez głowę i wyszedł z pokoju z Derekiem tuż za nim.

„Więc zamów coś. Nie musisz teraz wychodzić, nie kiedy wampiry-”

„Wiem, co tam jest” – warknął, zbiegając po schodach.

Minął wejście do salonu, gdzie Myles już zabawiał niektóre dziewczyny. Zapach pożądania unosił się w powietrzu, zanieczyszczając słodki zapach, który zdawał się przenikać każdą komórkę jego ciała. W chwili, gdy wyszedł na świeże powietrze, zapach uderzył go ponownie. Wziął głęboki oddech i zamknął oczy.

Kurwa, to było niesamowite.

Gdy znów otworzył oczy i spojrzał w stronę domu Justina, z trudem odepchnął Shadowa. Przesunięcie się tam byłoby uznane za akt wojny, a konsekwencje byłyby większe, niż byłby skłonny zapłacić.

„Zeke... Twoje oczy, człowieku” – powiedział cicho Derek.

Wziął kolejny głęboki oddech, zanim spojrzał na swojego przyjaciela. Dlaczego wyglądał na tak zmartwionego? Był znany ze swojej kontroli nad Shadowem. Minęły lata odkąd...

Ponownie odwrócił wzrok od Dereka i ruszył w dół podjazdu. Wszystko, czego chciał, to dowiedzieć się, skąd dochodzi ten zapach. Dziś wieczorem nie będzie żadnych kłopotów.

„Wracaj do swoich dziewczyn . Nie zostanę zbyt długo poza domem” – rozkazał.

Może to czyniło z niego dupka, bo Derek musiał się podporządkować, zamiast za nim podążać. Ale nie zamierzał pozwolić, żeby ktokolwiek go powstrzymał.

Ludzie usuwali mu się z drogi, gdy wjeżdżał na podjazd Justina. Przestali rozmawiać, gdy rozglądał się dookoła, próbując znaleźć źródło. Ale nie było go tutaj. Poszedł za nim do domu i zatrzymał się tuż za drzwiami. Zapach był wszędzie. Zmarszczył brwi i poszedł za nim do każdego pokoju, zanim dotarł do kuchni.

Omegi w kuchni porzuciły to, co robiły i cofnęły się. Noże brzęczały o powierzchnie; tace spadały na podłogę. Zeke nie zwracał na nie uwagi, patrząc na oferowane jedzenie. Nakłuł kawałek steka, który wyglądał, jakby był idealnie wysmażony. Na lunch zjadł tylko kilka kęsów ciasta, więc patrząc na to mięso, powinien mieć ochotę je zjeść. Nic z tego nie pachniało tak, jak chciał, ale stojąc tam, praktycznie się ślinił. Głodny. Ale nie dla tego jedzenia.

Spojrzał na Omegi po kolei, ale wszystko, co mógł od nich wyczuć, to strach.

„Co jeszcze zrobiłeś? Co to za zapach? Jak wanilia i coś owocowego” – zażądał.

Nie podnieśli głów, żeby mu odpowiedzieć. Zastanawiał się, czy Justin nakazał swoim Omegom, żeby nigdy się z nim nie kontaktowali. Marszcząc brwi, obszedł kuchenną wyspę, żeby stanąć obok nich. Shadow szalał, całkowicie się z nim zgadzając. Nie dadzą się odrzucić.

„Powiedz mi, co jeszcze zrobiłeś” – warknął.

Omega przełknęła ślinę, zanim powiedziała: „To wszystko, proszę pana”.

Nie wyczuł kłamstwa. Warknął z frustracji, cofając się i opuszczając kuchnię.

Jeśli to nie było jedzenie w kuchni, to musiało być na którymś z gości. Podążył za zapachem do szeroko otwartych tylnych drzwi, gdzie mógł poczuć zapach Justina i jego stada. Patio było pełne ludzi, którzy byli głośni i obrzydliwi i brali udział w rzeczach, o których wiedzieli, że nie są dozwolone na terenie kampusu. Ale Justin był aroganckim dupkiem, który zawsze łamał zasady. Nie dałby rady jako Alfa.

Jeśli żyłby wystarczająco długo, żeby nim zostać.

Jego nos wskazał mu miejsce gdzieś na leżakach przy basenie. Najpierw zauważył Justina śmiejącego się z czegoś.

I wtedy ją zauważył.

Mała kobieta z wielkim talerzem jedzenia na kolanach. Nie mógł powstrzymać blasku oczu, gdy jego ciało wypełniła niezaprzeczalna potrzeba, by ją porwać. Wziął kolejny głęboki oddech, a zapach niemal zwalił go z nóg. To była ona.

Wanilia. Odrobina pomarańczy zmieszana tak idealnie, że jego ciało zaczęło reagować. I ludzkie.

Cofnął się. Człowiek?

A potem Shadow powiedział coś, co nie miało sensu, ale i tak napełniło go przerażeniem.

'Kopalnia.'

تم النسخ بنجاح!