Rozdział 297 Plan Ritchiego
Na międzynarodowym lotnisku Seacisco niebo było szare i pochmurne z powodu zimy.
Przy bramie wyjściowej zgromadził się spory tłum. Jednak mężczyzna w ciemnobrązowym futrze, czarnych okularach przeciwsłonecznych i czarnym kapeluszu wyróżniał się w tłumie. Jego aura była tak onieśmielająca i majestatyczna, że ludzie ustępowali mu z drogi i patrzyli na niego z podziwem.
Gdy tylko wyszedł, jego sekretarka otworzyła drzwi czarnego Bentleya i ukłoniła się.