Rozdział 569 Franciszek wypluł krew (część pierwsza)
„Już prawie pora kolacji. Zostaniesz na kolację?” – zapytała poważnie cesarzowa. Była już zima, więc bramy Pałacu Cesarskiego zamykano stosunkowo wcześnie. Jeśli Feliks chciał zostać na kolację, kazała służbie przygotować ją wcześniej.
„Nie, mam coś do załatwienia. Już wychodzę”. Na myśl o żonie płaczącej Felix poczuł już ból głowy. W końcu była jego żoną i nie mógł po prostu przymknąć na nią oka. Co więcej, znalazł już dobry powód, żeby ją znosić. Pochodziła z klanu Yang, którego moc była dość znacząca. Ponieważ Matthew nie chciał przyjąć jego szacunku i lubił grać na pięści, Felix nie musiał być tak uprzejmy. Musiał wykorzystać moc, którą miał.
„Okej, Felix, dbaj o siebie. Na zewnątrz jest mroźno”. Cesarzowa nie nalegała, żeby został. Felix miał swoje przekonania i pomysły, ale czasami potrafił być trochę lekkomyślny. Więc czuła, że nadal musi go prowadzić. Jednak jeśli chodzi o Matthew, ona i jej syn nigdy nie odważyli się być nieostrożni. Pod tym względem czuła się nieco swobodnie.